wtorek, 17 maja 2016

Niedziela z Arlekinem

Jak już wiecie, jestem fanką teatru dla dzieci. Byłyśmy z Hanią kilkakrotnie w teatrze Pinokio, także w ramach festiwalu Teatralna Karuzela, byłyśmy w Baśniowej Kawiarence, byłyśmy też w Arlekinie ale "tymczasowym" w Białej Fabryce. W ostatnią niedzielę po raz pierwszy trafiłyśmy do odnowionego Arlekina na Wólczańskiej. I to przy okazji niezwykłego wydarzenia, jakim jest Niedziela z Arlekinem.





Moje pierwsze zaskoczenie jeśli o Arlekina chodzi to te hmm gigantyczne lalki nad ulicą. Naprawdę nie wiedziałam, że tam są :-) Ponadto sam teatr jest naprawdę bardzo ładny, z przepięknym foyer, kawiarenką oraz ... żyjącym drzewem po środku :-) 

Niedziela z Arlekinem to comiesięczne spotkanie ze spektaklem po którym można zrobić to, co na co dzień jest niemożliwe, czyli zwiedzić teatr. My wybrałyśmy się na przedstawienie "O żabce, co nie została królewną". Jest to co prawda przedstawienie, w którym grają lalki, ale widać też aktorów, którzy nadają im życie. Przedstawienie pełne jest piosenek, kolorów i tańca, natomiast ogromnym plusem jest muzyka grana na żywo. Jest to klasyczna bajka, w której zwierzęta mają cechy ludzi, a pozornie prosta historia kryje drugie dno. Spektakl jest też dość długi - trwa 1,5 godziny z jedną przerwą, dlatego jest też przeznaczony dla dzieci od 4 r.ż. młodsze dzieci mogłyby szybko się znudzić. Hani się podobało, chociaż pierwsza (dłuższa) część po 30 minutach zaczęła jej się trochę dłużyć.



Po spektaklu zostaliśmy podzieleni na trzy grupy, w których zwiedzaliśmy teatr. My zaczęliśmy od pójścia do sali prób, w której przywitali nas aktorzy grający w "Żabce". Opowiedzieli nam co nie co o tym, jak animuje się kukiełki, parę słów o przesądach (widzom/ gościom nie wolno dotykać lalek przed premierą, bo wówczas przedstawienie się nie uda) oraz o tym, jak mniej więcej wyglądają próby do spektaklu. Następną stacją była Galeria A teatru, gdzie można było zobaczyć oraz przymierzyć maski, które "grają" w Arlekinie. 




Trzecią, ostatnią stacją był powrót na scenę, na której można było dotknąć i zaanimować kukły grające w przedstawieniu. Jeśli o samo zwiedzanie teatru chodzi, to mnie czegoś zabrakło. Chętnie zobaczyłabym np. pracownię w której tworzy się lalki albo dowiedziała się więcej o procesie twórczym, ale jestem trochę hmm nieobiektywna, bo miałam już kiedyś możliwość zwiedzić kulisy teatru (Nowego) i nawet poczuć się jak aktor na jego scenie, natomiast myślę, że dla małych widzów atrakcji i wrażeń było wystarczająco dużo. 


Ja z pewnością do Arlekina jeszcze wrócę, np. na Małą Syrenkę, która jest ponoć świetnym przedstawieniem, ale to już w nowym sezonie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz